wróæ

Dzień jedenasty - Etna!

wróæ
Trudno wogole ogarnac slowami to co widzialam. Jestem szczesliwa ze zdecydowalam sie na te wycieczke. Mialam zamiar pojechac autobusem do schroniska Rifugio Sapienza i potem kolejka na gore, ale co potem, tego juz nie wiedzialam. Probowalam zorientowac sie z informacji w internecie ile to kosztuje i jak, co i gdzie, i nie bylo to latwe. Wychodzilo mi jednak, ze z Catanii jest jeden autobus do schroniska w Rifugio Sapienza rano, i wraca tez jeden kolo szostej. A tam trzeba jechac kolejka, co kosztuje, wg roznych zrodel, 35-45 euro (z biletem na autobus wychodzi kolo 45-50 euro). A co zrobic z bagazem? Zostawic w przechowalni? To dochodza kolejne euro. I co zrobic na gorze, jak sie juz dojedzie kolejka? Tam nie wolno samemu chodzic, trzeba z przewodnikiem, a to ile kosztuje? Poruszalam sie po omacku...

Zamiast tego zdecydowalam sie na wycieczke zorganizowana przez firme Etna Experience. Wycieczka kosztowala 55 euro, a wiec wlasciwie tyle samo, a naprawde warto!

Wyjazd Landroverem grupy 8- osobowej z Catanii, Piazza Duomo o 9 rano, z plecakiem, powrot do Catanii wprost na dworzec autobusowy o 18.30, wycieczka prowadzona przez sympatycznego Paola, ktory przez caly czas opowiadal, po angielsku i po wlosko-hiszpansku o wszystkim co widzielismy, o historii i prehistorii wulkanu, o rodzajach lawy, o kraterach, historii kolejnych erupcji. Chodzilismy po lawie, po popiole z wybuchu sprzed dwu tygodni, zagladalismy do nieczynnych kraterow, widzielismy obrazy jak z ksiezyca, ale na ksiezycu nie ma tak fantastycznej przyrody...

Paolo nas wozil po drogach i po wertepach, mowiac o wszystkim co widzielismy w dwu czy trzech jezykach, pokazywal cuda z samochodu, potem poszlismy na wycieczke po wulkanicznych zboczach, zagladalismy do dziury bez dna, widzielismy wulkaniczna bombe, ogladalismy prawie czarne wulkaniczne zwierzatka (jaszczurki, motyle), schodzilismy w kaskach do jaskini wyzlobionej przez lawe...

Jedlismy przy stole pod drzewami przed schroniskiem na polnocnym zboczu Etny fantastyczny posilek na lonie natury, z czerwonym winem i specjalnosciami sycylijskiej kuchni wyjetymi z landrovera... Wszystko to w niezwykle sympatycznej atmosferze, i za cene nie wyzsza, niz kosztowalby wyjazd autobusem i kolejka...

Zdjec zrobilam miliony, moze one potem pozwola opowiedziec wiecej. Nie widzielismy nigdzie ognia, lawy strzelajacej, nic z tych rzeczy, procz dymu z dwu kraterow. Potem pojechalismy do wawozu Alqantara, zeszlismy po 300 schodach w dol, i tam wsrod tych cudow przyrody zauwazylam ze wyladowala sie bateria w aparacie... Chcialo mi sie ryczec, Paolo brodzacy juz w lodowatej wodzie, gdzie balam sie wejsc ze wzgledu na moje biedne nogi, zachecal do wejscia, powiedzialam mu jaki mam problem, zapytal ' chcesz kluczyki - pomyslalam o tych trzystu schodach, i powiedzialam, dawaj. Wiedzac ze nie mamy duzo czasu wbieglam na gore, pomordowalam sie troche z zamkami, szybko wymienilam baterie i zbieglam w dol, tu juz nie zastanawialam sie, zrzucilam buty i weszlam do lodowatej wody zeby zrobic zdjecia wawazu - nie po to tu przyjechalam zeby sie roztkliwiac nad bolacymi nogami...

Cuda jakie tam sie znajduja sa nie do opowiedzenia slowami... Paolo zawiozl mnie na przystanek autobusu skad pojechalam do Noto, niestety, po drodze nie moglam sie napawac widokami bo bylo juz ciemno, ale wracajac do Catanii, na lotnisko bede jechac ta sama droga, rowniez jadac do Syrakuz bede mogla popatrzec na widoki.

dalej