wróć

Dzień piąty - Trapani, Erice i Saliny

wróć
Dzis rano pozegnalam Palermo i Ostello Baia del Corallo, zalujac ze udalo mi sie tylko jeden raz, ale za to dobrze, skorzystac z morza. Wczoraj i przedwczoraj lalo, dzis za wczesnie wyszlam. Ostello ma jedna wade, ze do Palermo jedzie sie dlugo, a potem do centrum drugie tyle, i traci sie mase czasu na dojazdy. Dzis jechalam tylko pol drogi, ale i tak poszlo 40 minut, a z czekaniem na autobus prawie godzina. A jak wsiadlam w autokar do Trapani, to po 45 minutach znalazlam sie ... w tym samym miejscu - mialam okazje sfotografowac zatoke Baia del Corallo z drugiej strony, z drogi...

Po drodze widoki byly niesamowite, szczegolnie rezerwat Dello Zingaro, ktory mam zamiar odwiedzic za dwa dni, widziany z drugiej strony zatoki byl zupelnie niezwykly. Wielka gora nad wielka woda, a woda miewa wszystkie mozliwe kolory...

W Trapani szybko znalazlam moje B&B 900, pokoj mam od ulicy, no ale trudno, za to jest wygodny i moge spac na dwu lozkach:) - a najwazniejsze, ze jest internet!

Po odswiezeniu sie poszlam na stacje kolejki linowej ktora wjechalam do Erice - Erice to sredniowieczna miescinka zbudowana na niedostepnej gorze, ktora choc ma tylko 900 m, ale znajduje sie tuz nad morzem. Jadac kolejka mozna podziwiac niezwykly widok Trapani, wysp, kolorow morza, saliny i gory. A po wjezdzie na gore dopiero zaczely sie emocje... Nie ma tam miejsca, ktorego nie warto by sfotografowac... Wszystkie drogi wybrukowane sa starannie w wyslizgany wzor z kamienia, kamienne domy, mury, koscioly, Wszystko to stloczone w pradawnych saracenskich murach... Czesc domow nie jest zamieszkana, ale jednak duzo ludzi tu mieszka, i najchetniej jezdza z Trapani do domu wlasnie kolejka linowa. Niezwykle to wyglada, gdy kolejka przelatuje nad droga, ktora wspina sie samochod czy autobus. A jeszcze lepiej, jak tymi waziutkimi uliczkami przejezdza samochod (ruch jest niewielki bo tylko mieszkancy moga jezdzic, ale i tak robi to wrazenie, zreszta, to sysylijska specjalnosc, mijanie sie o milimetry).

Po powrocie na dol postanowilam poszukac jak sie dostac do portu i jak zobaczyc saliny, czyli starodawne zaklady produkujace sol z wody morskiej. Zrobilam chyba milion kilometrow, najpierw, schodzac z Erice (tej czesci miasta na dole, pod wielka gora) az do portu, potem wzdłuz portu, gdzie chcialam zobaczyc kawalek morza, ale sie nie dalo bo wszystko zaslonil brzydki mur, a potem za kierunkowskazami na saliny, myslalam, ze to dwa kroki... I tak szlam, szlam, i szlam, pod koniec juz tylko dlatego, zeby ta droga miala jakis sens, ale ze strachem, jak ja stamtad wroce... Kiedy dolazlam do czegos co te saliny wymarzone przypominalo, robilo sie juz ciemno, zobaczlam dwie kupy soli przy drodze, oraz kilka mlynow, ale niezupelnie tak sobie to wyobrazalam...

Najbardziej balam sie, jak ja stamtad do domu wroce, no bo zadnego autobusu, tylko samochody mnie mijaly i ludzie sie gapili, co ja tu sama robie. Ale nikt sie nie zatrzymal. Troche dobrze, bo balam sie jakichs zaczepek, i ryzykowne byloby skorzystac z zaproszenia do samochodu, ale jednak, fajnie byloby wrocic samochodem, autobusem, motorem czy czymkolwiek...Ale wrocilam na wlasnych, bolacych nogach i trafilam do autobusu, no i do domu... I wciaz mysle o Erice i o ludziach zyjach tam, i jak tam zycie wyglada kiedy wszyscy turysci zjada na noc na dol...

Zapelnilam juz wszystkie moje karty zdjeciami i nie bez trudu i z ogromna pomoca gospodarza b&b udalo sie je (chyba, bo nie umiem sprawdzic) przeniesc na cd i teraz bardzo boje sie wykasowac zdjecia z tych kart, ale musze, bo jutro tez bedzie dzien... Jutro chce jechac do Marsali i Mazary... A najpierw trzeba sie wyspac i nogi wykurowac. Wiec, do jutra.

dalej